Strona:PL Jack London-Serce kobiety.djvu/115

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

próbował warczeć, ale strwożony bezruchem postaci ludzkich, skulił się i wypełznął wstecz.
Tantlatch apatycznie spojrzał na córkę.
— Twój mąż? Cóż czyni?
— Śpiewa obce pieśni — odrzekła Thom — i twarz jego jest inna.
— Tak. Cóż mówił?
— Nic, ale twarz jego inna, inny blask w oczach. Razem z przybyszem siedzą u ogniska i mówią, mówią i niemasz końca tej rozmowie.
Chugungatte zaszeptał coś do ucha wodza, a Keen pochylił się naprzód i uniósł wpół, przysiadłszy na ziemi.
— Coś wzywa go z oddali, on zaś, jakgdyby słyszał, odpowiada pieśnią w języku swego ludu.
Znowu zaszeptał Chugungatte, Keen pochylił się naprzód, i Thom przestała mówić, aż póki ojciec skinieniem głowy nie dał jej znaku, że ciągnąć może dalej.
— Ty wiesz, o Tantlatch, że dzikie gęsi i łabędzie i małe kaczki rodzą się tutaj śród nizin. I wiesz, że nim mrozy nastaną, odlatują w nieznane kraje. Wiesz także, iż powracają znowu, gdy słońce świeci, a lody roztają. Wzywa je ziemia — i powracają. A dzisiaj cudza ziemia woła męża mego, ziemia, gdzie się urodził — i on chce odpowiedzieć na wezwanie. Ale Fairfax jest mę-