Strona:PL Jack London-Serce kobiety.djvu/074

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

piersi i wzniosłem głowę. Odstąpili zaniepokojeni. Nadeszła pora ucieczki. — Łapać go! Trzymać! — krzyczał George. Trzech czy czterech drabów rzuciło się ku mnie, lecz ja odwróciłem się szybko i rozpocząłem swoje czary, jakgdyby próbując posłać ich w lepsze światy, wślad za biedną Tilly. Co? dotknąć mnie? teraz? Za żadne skarby świata! Wódz podszczuwał pachołków, ale nie mógł ich zmusić nawet do ruszenia nogą. Wtedy spróbował rzucić się sam, wyciągnął rękę, ale powtórzyłem swoją sztuczkę i zapas odwagi rozsypał mu się w palcach jak próchno.
Rzekłem: — Niechże teraz szamani spróbują uczynić czary, które im pokazałem tej nocy. Niechaj wywołają Killisnoo z nieba, dokąd odeszła na mój rozkaz. — Szamani jednak nie łudzili się co do granic swojej potęgi. — Niechaj żony rodzą wam synów tak licznych, jak ikra, którą miota samica łososia — oświadczyłem na pożegnanie. — Niechaj święty znak waszego plemienia króluje długo na tym brzegu, a dymy ognisk waszych wysoko wznoszą się ku niebu. — Odwróciłem się i poszedłem.
Gdyby jednak publiczność widzieć mogła, jak błyskawicznie przeskakiwałem mijane pagórki, zniknąwszy jej z oczu, myślałaby niewątpliwie, że dosięgły mnie własne czary. Tilly rozgrzewała się tymczasem oczyszcza-