Strona:PL J Bartoszewicz Historja literatury polskiej.djvu/305

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

płacili mu jurgielt. I szlachta zawadzała często o dom wesołego księdza Stanisława, wtedy była w Pieckach pijatyka i hulanka. Nieraz ksiądz Stanisław wymykał się do pobliskiego Torunia, naprzód, jak mówił, z obawy, żeby go myszy nie zagryzły jak króla Popiela, gdy właśnie około Piecek rozlewało się szeroko jezioro Gopło, a potém, że w Toruniu mieszkał ksiądz Piotr Fabrycy, jezuita, który za rymy i modlitwy odpłacał się poecie względami i polecał go jenerałowi zakonu, co na rękę było hulaszczemu prałatowi, gdy jenerał znowu wstawiał się za nim do panów polskich duchownych i świeckich. Samego Torunia nie lubił, bo gdy w tém mieście handlarskiém więcéj popłacało zboże, niż wiersze samego Homera, poeta, który świat cały mógł ujmować rymami a Torunia nie potrafił, bo nie wziąć go było pochlebstwem. Rzeczywiście umiał sobie ze wszystkimi radzić ksiądz Grochowski, dla gości w Pieckach miał zawsze w zapasie kurę i gęś w kojcu, a owies w sąsicku, dla panów zaś miał na zawołanie rymy. Umiał się zawsze zgrabnie przymówić nawet na dworze królowi i królowym, bo miał wszędzie pełno przyjaciół w klasztorach męzkich i żeńskich, gdy aż dwom żonom Zygmunta III, Annie i Konstancji, posyłał swoje rymy, Ksiądz Stanisław to podobno, nie inny jaki dworzanin Grochowski, dowcipnie przypomniał się o łaski Zygmuntowi III. Król raz się przechwalał, że w gospodarstwie nie ustąpi i najbieglejszemu szlachcicowi, na to rozśmiał się Grochowski i rzekł:
— „Miłościwy Panie, cóż to za gospodarstwo? Jeszcze u Waszej Królewskiéj Mości groch nie zakwitł, a już czas przechodzi“.
Przymówka ta nic wszakże nie pomogła. Prawda, że nie umiejąc powstrzymać języka, narażał się czasami wielkim u tego świata. Tak np. kiedy w roku 1600 po śmierci kardynała Radziwiłła, wielu biskupów ubiegało się o bogate po nim biskupstwo krakowskie, Grochowski napisał przeciw wszystkim satyrę dod tytułem „Babie koło“. Przekupki krakowskie niby to sobie radzą, kto będzie biskupem, a każda zachwala swego kandydata. Dotknął w tym wierszu najwięcéj Wojciecha Baranowskiego, biskupa płockiego, który tak go zaczął zawzięcie prześladować za to, że księdzu Stanisławowi przyszło ponosić aż nędzę i więzienie. Wtenczas to podobno żądano od niego przysięgi, że tylko będzie pisał o pobożnych rzeczach, z czego się cieszyli niezmiernie lutrzy, którym Grochowski porządnie dokuczał. Zdolności nie zawsze już wtenczas wynosiły