Przejdź do zawartości

Strona:PL JI Kraszewski Zygzaki.djvu/99

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Posmutniała St. Flour, i mówiła dalej seryo bardzo.
— Biedną hrabiankę matka przeznacza do klasztoru... Ja, ksiądz Maryan, i wszyscy co ją otaczają, mają polecenie namawiać, skłaniać, a raczej wmawiać w nią, że powinna zostać zakonnicą; ona zaś, wolałaby śmierć niż wieczne więzienie. Dodajmy, nie mając potrzeby taić tego, że pan u hrabiny nie jesteś w szczególnych względach.
— A! to wiem.
— Że pannę Julię chcą wykwitować z posagu szczęśliwością kontenplacyjną, że pan...
— Że ja jestem zrujnowany — wtrącił Oleś.
Coś podobnego musiałaś pani chcieć powiedzieć, obwinąwszy w bawełnę? nieprawdaż, to logicznie tu musiało przyjść.
— Mniejsza o to — kończyła francuzka — ale to najgorzej, że gdybyś pan się szalenie zakochał, a panna Julia była mu wzajemną przypadkiem...
— Tak! przypadkiem! — rozśmiał się Oleś — byłoby to chyba — przypadkiem — ale — kończ pani...
— Musielibyście chyba chwycić się ostatecznych środków, bo inaczej...
Aleksander z głową spuszczoną szedł przez chwilę milczący.
— Kto to może przewidzieć jak się tam sercowe sprawy złożą — rzekł; — ja ufam że pani jesteś dobrą, litościwą, szlachetną... przyjaciółką, i że — au risque et peril narażenia się tej nieznośnej hrabinie (bo ja jej uczucia jakie ma dla mnie z nawiązką oddaję) pani — byś nam dopomogła.
St. Flour głową potrzęsła...
— Zobaczemy — rzekła — ależ najprzód trzeba żebyście się szalenie kochali, tobym przynajmniej miała przyjemność ogrzać się przy ogniu waszym... a Julka... Julka... jest miłą, dobrą... ale chłodną i nie rozbudzoną...
Oleś podał jej rękę, unikając odpowiedzi, właśnie się zbliżyli do krzyża...