Strona:PL JI Kraszewski Zygzaki.djvu/296

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Oświadczę się francuzce! Pal ich dyabli... niech sobie krzyczą... a wiem! wiem powiedzą, żem stary niepoprawny.
Co mi tam.
St. Flour paliła go wzrokiem nielitościwym...
Przy szampanie Micio znajdował, że — ten wąsik! ten wąsik, to jej taki nadaje charakter! Choć zjeść!!
Kapitalna kobieta! kapitalna...
Emil, który nie jadł, ale pił zapalczywie, aby zalać w sobie rozpacz, która go ogarniała na widok bezwstydnych Wilskiego zalotów, gdyż Wilski dwa razy w ciągu obiadu pocałował w rękę zarumienioną pannę Konstancyę — Emil ku połowie obiadu począł w głowie jakieś wirowanie osobliwe... Myśli mu się kręciły jakby w walcu i wracały zkąd wyszły, drgała sala, tańcował Wilski... heroizm w nim potęgował się ogromnie, rozmaite dziwne pomysły wyskakiwały nagle z tego chaosu, olbrzymiały, zapełniały mózg i w głowie nie mogły się pomieścić, tak że od nich czaszka mu pękała. Im się te symptomata bardziej zwiększały, tem więcej pił, a im mocniej pił, tem zdało mu się, że wyżej stał po nad los i ludzi... mógłby był kruszyć wszystko coby mu się nawinęło, tak jak w kawałki rozbił kieliszek, stawiając go na stole.
Trochę go to zmięszało; ale nielitościwa francuzka szepnęła mu do ucha. Il n’y a pas de bonne fête sans verres cassés.
Natychmiast podano mu drugi kielich, nalano, a okruchy szkła zmiótł służący w mgnieniu oka.
Gdy przyszło wstawać od stołu, Emil z trudnością mógł się na nogach utrzymać; francuzka podała mu rękę i doprowadziła go do salonu, gdzie raz usiadłszy, oddał się cały myślom melancholicznym. Przymieszała się do nich czkawka, i gdy go Micio, równie podchmielony, przyjacielsko wyprowadził do gabinetu, a podał mu hawańskie cygaro, które zapalając, stearyną zaprawił jeszcze dla smaku, Emil... padł na kanapkę i pozostał już na niej wstanie tak rozpaczliwym, że jenerałowa, która chciała go zabrać z sobą,