Strona:PL JI Kraszewski Zygzaki.djvu/166

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

W tych dniach jakoś pan Aleksander, ciągle przypadkiem, kręcił się tak po okolicy, iż go niemal codzień za parkiem widywano przejeżdżającego. Panna Julia malowała tam widok z natury, a sama grzeczność nakazywała w przejeździe zatrzymać się, przemówić słów kilka i podziwiać prawdziwy talent, z jakim młoda artystka charakter krajobrazu naszego chwycić umiała, i nie idealizując go, samą prawdą uczynić idealnym. Nie wszystkim się to nawet artystom udaje — cóż dopiero dillettantom? Hrabianka Julia malowała naiwnie — jak widziała, nie miała odwagi poprawiać natury, zaczesywać drzew, zamiatać dróg, elegantować chat, — i jakoś to mówiło do serca, niezmierną prostotą swoją.


KONIEC TOMU PIERWSZEGO