Przejdź do zawartości

Strona:PL JI Kraszewski Zygzaki.djvu/125

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.


XI.

O małą milę od Parzygłowów, w dębowym lesie, rosnącym na wzgórzu gliniastym, które się spuszczało ku zielonej łące, nadrzecznej, na skraju malowniczej dąbrowy, podszytej miejscami gęstą leszczyną i kaliną — stał wśród ogrodzenia porządnego stary domek, otoczony prostemi gospodarskiemi zabudowaniami... i patrzał ztąd na piękny krajobraz żyznej okolicy. Przedzieloną tylko łąką, płynęła u stóp jego rzeczka spora. która się dalej z Wieprzem łączyła... Drugi brzeg, mniej od pierwszego wzniesiony, lecz niezbyt jednostajnie płaski, zamykał horyzont widokiem na wsie, ogrody i dwory.. Z pośrodku starych lip widać było starszy jeszcze od nich kościółek...
Patrząc na ten domek zdala, nie jeden pomyslał, że nie wiele pragnącemu człowiekowi otulonemu lasem w téj zagrodzie, żyć mogło być bardzo miło, cicho... spokojnie, szczęśliwie.
Zdala obok dworku z gankiem o dwóch białych słupkach. widać było stodółkę, stajnie, i ku słońcu obróconą, a ocienioną od północy pasieczkę... Wrota stały zaparte, a od nich żółta dróżyna po nad łąką biegła biegiem kiedyś do wielkiego gościńca.
W Parzygłowach wiedzieli wszyscy, że na tej ustroni mieszkał dziwak, rodzaj dobrowolnego pustelnika, stary łowczy Okoszko... Mało go kto widywał, chyba na wielkie uroczystości w kościele albo zdala, z książką wygrzywającego się na słońcu, przed swoją chatą, której broniły dwa, lepiej od Okoszki znane okolicy, ogromne psy, złe i napastujące ludzi, do wilków sierścią podobne. Były to stróże tej ustronnej