Przejdź do zawartości

Strona:PL JI Kraszewski Zygzaki.djvu/123

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Znasz pan pana Wilskiego? — zapytał Zeller.
— Jest to mój kuzyn blizki — odparł Oleś. Świeżo stracił żonę... Człowiek dobry, ale nie mocniejszy od innych... ani od innych gorszy...
Po Wilskim w lekkich zarysach przeszli znaczniejsze osoby, i domy... zgadało się i o hrabinie, o której Oleś zamilczał, aby nie powiedzieć mimowoli zanadto.
W końcu Zeller zapytał otwarcie nowego znajomego, czy mu wypadało oddać wizyty sąsiadom.
— To zupełnie od was zależy — rzekł Oleś. Chcesz żyć z nimi? czy nie?
— Nie myślę się wyłączać — odpowiedział Zeller — ale nie chciałbym się narażać na ukaranie za zbytnią grzeczność.
— Oto możesz pan być zupełnie spokojnym — mówił Oleś, — wszyscy niemal przyjmą go rękoma otwartemi, a ponieważ ja pierwszy miałem przyjemność się z nim zetknąć, jeśli mi pozwolisz sobie służyć. Przyjmę chętnie obowiązki introduktora. Nie mam co robić!
— Przyjmuję chętnie jego pomoc — podziękował Zeller, ale gdy, choć cokolwiek dom urządzę...
— Szczęśliwy człowiecze! — rzekł Oleś, — masz dom do urządzania! To tak jakby artysta miał obraz do malowania... Co za wyśmienita rozrywka...
Strona artystyczna, strona utylitarna, strona zwyczajowa, wybryki fantazyi... rachunki kieszeni, wszystko to może zająć, zaprzątnąć, rozgrzać — a czegóż człowiekowi trzeba więcej nad to, by mu życie się stało znośnem....
Zeller był dosyć milczący, choć ta rozmowa jednostronna; podsycana głównie przez Olesia, trwała dosyć długo; rozstali się wreszcie, najlepszymi — znajomymi i z obustronną skłonnością do przedłużenia stosunków... Aleksander musiał wreszcie jechać do domu... miał też więcej do mówienia z samym sobą, niż z Zellerem. Od ostatniej bytności u hrabiny,