Strona:PL JI Kraszewski Zygzaki.djvu/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— W salonie! — odparła Julka — nigdzie więcej — miłość zbudziła się we mnie dawno... ale on! on! trzpiot!
— On się w tobie kocha! sam mi wyznał! — krzyknęła francuzka.
Julka rzuciła się jej powtórnie na szyję — i — osłabła...
Przestraszona St. Flour głowę zupełnie straciła, lecz to pół-omdlenie trwało też pół chwili. Julia obudziła się płacząc i szczęśliwa...
— Chodźmy na górę, moja St. Flour... chodźmy na górę — ja potrzebuję ochłonąć...
I obejrzawszy się ostrożnie, czy ich kto nie podsłuchiwał, wymknęły się do swoich pokojów.


IX.

Tak zwany Micio — ów obywatel osiadły na kraju Parzygłowów, i czatujący w swym dworku na przejeżdżających, aby dzionek zabić jakkolwiek — stał właśnie w ganku, podparłszy się w boki, i podśpiewując starego, bardzo starego mazurka, rozglądał się po wesołej okolicy. Zdaleka można było pana Mieczysława Abdanka wziąć za młodego jeszcze człowieka. Trzymał się bardzo prosto, nosił bardzo starannie, włosy farbował regularnie na barwę ciemno-kasztanowatą, z połyskiem rudawym, wąs mu zakrywał dosyć zręcznie niedostatek zębów, i niedostateczność wprawionych za tanie pieniądze surrogatów, twarz miał rumianą, oko wesołe, humor dobry, okrągły, pię-