Strona:PL JI Kraszewski Zemsta Czokołdowa.djvu/73

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wczoraj przysyłali po cukier... i po mięso... przyjeżdżał Niczypor...
— A pani, jak się ma?
— Zdrowa...
— A gospodarstwo?
— Czemu ma być źle? wszystko dobrze... Tylko pszenica troszkę w kopcach porosła, bo deszcze lały...
— A... chciał jeszcze pytać, a tu go z processyą wiedziono do izby... Na chwilę zapomniał nawet o Czokołdzie, który za nim kroczył posępny. On także w miarę jak się zbliżali w te okolice, smutny był i pogrążony, a teraz zdawał się wspólnych z Lambertem uczuć doznawać... oglądał się posępnie i szedł widocznie znękany. Dał też do izby się wyprzedzić Cieszymowi, a sam poszedł z końmi do stajni, potém z progu gospody przypatrywał się rynkowi miasteczka...
Miejsca te były dlań zapewne nowe, mimo to z wielkiém zajęciem rozglądał się po okolicy, po domach, a miasteczko wesołe i czyste dosyć, czyniło na nim wrażenie jakieś prawie bolesne i przykre. Przynajmniéj tego się z twarzy było można domyślać. Dozwalając Kobylińskiemu swobodnie się z żydami rozgadać, pozostał tak przed gospodą, i nie chcąc mu mieszać téj chwili natrętną postacią swą, przysiadł nawet na ławce... Oczy nieruchomie wlepił w stojący naprzeciw kościołek, i ktoby nie wiedział, że po pyle i skwarze oczy się łatwo łzawią, pomyślałby, iż mu łzy z innéj przyczyny z pod powiek biegły...