Strona:PL JI Kraszewski Zemsta Czokołdowa.djvu/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w trybunałach się nie zadzierają, tak, że podobny do mnie sługa sprawiedliwości, przyjaciel uciśnionych, nie ma co tak dalece robić... a nie mając co robić, często nie ma co jeść i co pić. Jużem się chciał gdzieś wybrać na rezydencyę, ale poskąpieli panowie bracia, nawet ubogiemu się trudno na tę funkcyę dostać. Co to za czasy, mospanie, co za czasy!... Ruszył ramionami. — Parle franse, wszystko po modnemu, suknie, obyczaje, tfu! stoby zjedli z temi reformami, poznać się nie można, gdzie człowiek jest... E! e! nie było to jak dawniéj! Dalibóg! Weseléj na świecie wszystkim, a uczciwym jak ja kawalerom lepiéj się działo. Teraz się już myślą i bez ludzi i bez szabel obchodzić... Co to za życie!... Przyjdzie na starość osiąść jako braciszek na sztokfiszu kapucyńskim... i tyle tego!!!
Czokołd zmilczał.
— No, dobranoc ci, rzekł, pilno mi, bo jeszcze dziś jadę — dokończ już sam butelki.
— Sam!! sam! za kogoż ty mnie masz? kto sam pije? chyba nałogowy opój, a ja nim nie jestem...
Dotąd powolnemu, szlachcicowi oczy się zaogniły.
— Pij, nie pij, jak chcesz, a ja muszę iść, bywaj zdrów.
Wyrzekł to tak rozkazująco, że Oxtul odstąpił odedrzwi, i zmilczał... Widać w nim było walkę pomiędzy butelki urokiem a chęcią przyczepienia się do dawnego znajomego. Gdy tak z sobą się bił, Czokołd drzwi otworzył i wyszedł bardzo żwawo, lękając się widocznie, aby za nim nie goniono. Oxtul skoczył do flaszki i przyłożył ją do gęby, duszkiem połykając całą; potém zabrał do kieszeni położonego na zapłatę talara i wymknął się w ślad za zbiegiem. Gdy szczęśliwie niepostrzeżony przez chłopca zna-