Strona:PL JI Kraszewski Zemsta Czokołdowa.djvu/404

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chowny, przerwał O Ksawery: czy to nie będzie trochę grzeszna zarozumiałość i zbytnie w sobie zaufanie?...
— Ufam w głos krwi, i w to, że znam dziecko moje — rzekła stanowczo kobieta; zresztą w pomoc bożą, któréj matkom nie odmawia nigdy łaska jego.
O. Ksawery trochę własną bronią pobity — zamilkł. Z obu stron pewny chłód zawiał; ksiądz snadź postanowił ustąpić, i rzekł po cichu tylko:
— Jeśli to natchnienie czerpane w duchu pobożności — niech pani postąpi jak serce dyktuje.
— Na ten raz, ojcze, muszę — rzekła kobieta stanowczo — i byłam pewna, że wy mi się nie sprzeciwicie. Nie mam chwili do stracenia... Podstarości pojedzie zemną, dodała głos podnosząc... Jutro w drogę...
Zadzwoniła. Weszła po klasztornemu ubrana służąca, i przyklęknąwszy jak przed ksienią, pocałowała w rękę panią. Obyczaje tu naśladowały zupełnie regułę zakonną, a niewinną tę zabawkę O. Ksawery tolerował.
— Moje dziecko, poszléjcie po podstarościego, niech się do mnie pofatyguje. Siostra Maryanna przygotuje wszystko do podróży...
W taki sposób wybrała się mimo głuchéj do ostatniéj chwili opozycyi otaczających i dworu,