Strona:PL JI Kraszewski Zemsta Czokołdowa.djvu/361

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

padnie na to właśnie co człowiekowi było najdroższém?
Westchnął nie dokończywszy.
— Dziecię się przecież wynaleźć musi...
— Mam nadzieję, ale... może mi nie o nie tylko chodziło.
— A o kogoż? bacznie mu w oczy zaglądając, spytała kuzynka.
Cieszym zamilkł.
— Jesteś dziś dziwacznie tajemniczym, odezwała się p. Duńska: tak dalece, że gdybym była podejrzliwą trochę, mogłabym posądzić, iż w tém co kryjesz, jest coś chyba bliżéj mnie się tyczącego.
Stolnik tak zdziwiony podniósł głowę, że zręczna pani domyśliła się, iż przypadkiem trafnie odgadła. Rumieniec wytrysnął jéj na lica, zmieszała się widocznie. Stolnik nie chcąc się przyznać, ruszył ramionami i pił kawę.
— Muszę przecież dobyć z niego, co ukrywa przedemną, pomyślała kobieta i pochyliła się nieco opierając na łokciu, zbliżywszy ku niemu. Cicho, głosem przymilonym, dotykając go ręką odezwała się poufale:
— Mówże Lambercie, co to jest znowu? wszak mnie to przecież obchodzi.
— Nic, moja droga, nic, dzieciństwo, nowa potwarz...