zerwała, gdy się coś lepszego trafiło. Ponieważ ja na pusto nic nie mam zwyczaju mówić, wymień mu nazwisko gacha... chłopak ładny, był w kawaleryi i gra na skrzypcach, zowie się Aleksander Pogorzelski.
— Toć go znam choć z daleka! wykrzyknął Oxtul: wąsy ma kasztanowate... sławne, bo je za ucho zakręca.
— Ten sam, rozśmiał się Czokołd. Dobrze mu będzie z nią, stolnikowi, przyjaciel gotowy; bo że przybędzie grać mu na skrzypkach, jak dwa a dwa cztery...
Oxtul dla spoufalenia się z miłym przyjacielem, na którego ostrzył zęby, począł się śmiać.
— Jabym go ostrzegać nie powinien, ale mam serce dobre...
Rozśmiał się dziko wtórując szlachcicowi, który od tego śmiechu umilkł.
Gawędzili tak sobie, a Oxtulowi po głowie tylko chodziło: „Gdyby go wziąć! e! gdyby go jakim sposobem ułapić! Musiałby wyśpiewać gdzie dziecko podział... ale jak tu tego dokazać?”
Jedynym środkiem było przedłużać rozmowę, a nuż jaki przypadek?
Po namyśle, Oxtul chodząc koło konia, począł znowu:
— Z wami gra niebezpieczna... Ale przecie dziecku nie zrobiliście nic?
— O dziecku nie wiem już teraz... zaśmiał się Czokołd, — a myślisz, że wyśpiewam ci?
Strona:PL JI Kraszewski Zemsta Czokołdowa.djvu/343
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.