Strona:PL JI Kraszewski Zemsta Czokołdowa.djvu/235

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Widywałem z daleka, ma minę czarownicy, odparł pogardliwie Kobyliński; ale nigdym nawet z nią nie mówił. Chata cała i ona nie życzliwe dworowi; żeby nie wiem jaką mieli potrzebę, nigdy do mnie nie przyjdą.
— To prawda! kiwnął głową Gomółka, ale w takim razie baba przecież nie odmówi, a że prosić jéj byłoby daremnie, no — to posłać ekonoma nie mówiąc po co, aby się zaraz stawiła do dworu, a gdy tu będzie, już ja w tém, że ją ugłaskam i uproszę.
— Rób sobie co chcesz, rzekł obojętnie stolnik: co to już pomoże!
— Panie drogi, żywo zawołał sługa: że dalipan ma cudowne widzenie rzeczy zakrytych, niech pan wierzy! Przez kogo to czyni — nie wiem; ale że nie bałamucę, Bogiem się świadczę.
Zmilczał pan Kobyliński, a milczenie biorąc za zezwolenie, stary Gomółka myśl swą jak umiał wykonał. Posłano zaraz na wieś po starą Horpynę, aby do dworu ją sprosić, wszelako w dobry sposób jeżeli można, ale bez żadnéj wymówki. Na drodze on sam miał na nią czekać. Okazało się, że staréj nie znaleziono w chacie, bo była pod starą gruszą na polu, gdzie czasami całe dni przesiadywała. Potém opierała się iść nie chcąc, naostatek zmuszona powlokła się mrucząc, a ci co ją prowadzili, w obawie byli wielkiéj, aby na nich się mszcząc uroku jakiego nie rzuciła. Pode dworem Gomółka ja przyjął grzecznie a ludzko, odprawiając straż, i odezwał się do milczącéj i skrzywionéj baby:
— Choć to wiadomo, że do dworu jakiś stary żal macie, nie wiem za co, bo was nigdy nie pokrzywdzono pewnie, — ulitujcież się a pomóżcie nam... Na co mam mówić o co idzie? wy to wiecie.
Stara nic nie odpowiedziała.