nu, który skasowany, nigdy w zmartwychwstanie swe nie przestał wierzyć.
Z tego powodu umieszczono go w tym domu, a że sumienie, nad którém dozór był mu powierzony, wymagało nadzwyczajnéj pilności, O. Ksawery pozostał przy niém na czujnéj straży. Nikt nie mógł być do stolnikowéj dopuszczony bez jego zezwolenia i bez poprzedniego wybadania. Widzimy, że nawet rodzona córka nie była z tego prawidła ogólnego wyjętą.
O. Ksawery zbliżył się z takim wybuchem nadskakującéj grzeczności, że można go było wziąć za najserdeczniejszego przyjaciela stolnikowéj, która lękała go się niezmiernie.
— Czcigodnéj pani... stopki uniżenie całuję... Cóż to za szczęśliwe zdarzenie ją tu sprowadza! Nie wątpię, że nasza święta a zacna starościna niezmiernie będzie uradowana.
I z uśmiechem, podnosząc oczy do góry, dodał ręce złożywszy:
— Tak pobożna! tak przejęta uczuciem miłości bożéj, iż dla praktyk religijnych o całym zapomina świecie... I dziś prawdziwie nie wiem, zdaje się, że przypada nowenna... a w te dni... ale nam to zaraz zapewne oznajmią. Skończył szeptem cichym, siadł przy stolnikowéj milczącéj i z wolna rozmowę zawiązać się starał.
Strona:PL JI Kraszewski Zemsta Czokołdowa.djvu/204
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.