Strona:PL JI Kraszewski Zemsta Czokołdowa.djvu/161

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chcą, a tym za każdą rzecz trzeba się opłacać jeśli nie groszem to prezentem. Za dawnych, kiedy jeszcze nasz dziedzic pierwszy siedział, wcale co innego było, bo ten i sam we wszystko wejrzał, i sam każdą rzecz zrozumiał, i nad ludźmi miał politowanie. A teraz...
Gabryś przerwał żonie.
— Już to prawda, zaczął, że ledwie człek żyje. Chcieli nam strzelby poodbierać pod pozorem, że się czasem lisa ustrzeli albo zająca... ledwiem swoją uratował, aby się było czém od wilka obronić. Myślę, że gdyby mogli, i skrzypceby odebrali, aby człek nią na chleb nie zarabiał, a czynsz trzeba dać, nic nie pomoże. Za dawnych...
— A ktoż tu był dawniéj? spytał Czokołd.
Oboje gospodarstwo posłyszawszy pytanie zdziwili się i zamilkli. Czokołd nie czekając odpowiedzi, odezwał się zaraz:
— Żebyście mi dali kul świeżéj słomy, tobym sobie płaszcz podesłał i wam do snu nie przeszkadzał.
— Słoma jak słoma, ale siana suchego para wiązek się znajdzie, rzekł Gabryś.
Ruszył się do proga, ale mu się odejść nie chciało, twarz podróżnego ciągnęła go jak zagadka, głos jego męczył.
— A pan z daleka? spytała kobieta.
— Ja? z drugiego końca świata, rozśmiał się Czokołd smutnie. Zasłyszeliście wy kiedy o Spiżu?
— A gdzie to jest, za morzem? spytał Gabryś.