Strona:PL JI Kraszewski Zagroba.djvu/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
43

kę od Prezesowéj, zapraszającą mnie na jutro rano na godzinę dziesiątą.
— Coż to, chory kto? Broń Boże! spytałem człowieka.
— Nie! odpowiedział stary sługa — wszyscy zdrowi, musi to być tak jakiś interes.
Obiecałem przyjść, ale wezwanie już mnie niemało zastanowiło. Było w tém coś niezwyczajnego: o godzinie wyznaczonéj Prezes zwykle wychodził z domu na sądy — w samém zaś napisaniu karteczki, przebijał się żywy niepokój.
Przepoźniłem się o pół kwadransa przypadkiem, i zastałem już Prezesowę w jadalnéj sali, widocznie niespokojną, czerwoną, chodzącą żywémi krokami.
— A! chwałaż Bogu żeś Pan przyszedł! zawołała ciągnąc mnie do drugiego pokoju.
— Coż to? jakiemuż bolowi winienem, że mnie Pani tak rada wita?
— Chodź, chodź Doktorze, zaraz się dowiesz o wszystkiem!
— A Anielka? — spytałem po drodze.
— Anielka? z niejakiém pomieszaniem odpowiedziała matka — wyszła na przechadzkę z Miss Lockart.
Zaledwieśmy weszli do pokoju, Prezesowa obróciła się do mnie z pałającą twarzą.
— Na Boga, proszę pana, niech to tylko będzie między nami co mu powiem. Chcę zasięgnąć jego rady, jesteś przyjacielem naszym,