Strona:PL JI Kraszewski Zagroba.djvu/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
45

Prezesowa, syn Ekonoma! a szlachectwo, Boże odpuść!
— Waćpan wiész, dodała, że mój mąż jest ostatnim potomkiem wielkiéj rodziny.
Uśmiéchnąłem się — ona mówiła daléj.
— Nie wyda za nic Anielki za niego.
— Mnie się zdaje że Pani przesadzasz trudności, jeśli go przyjmuje w domu.
— O! to co inszego! wiém z pewnością, że jéj za niego nie wyda.
— Szanowna Pani! jestto już nie dzisiéjszych czasów przesąd, zważania nadewszystko na stary ród w kolligacjach. Wszyscyśmy starego bardzo rodu, bo przedpotopowego; a że jeden, jak powiada poeta, wyprzągł woły z rana, a drugi wieczorem.
Prezesowa potrząsła głową — widzisz Pan, taki ród jak Zagrobów! Mój mąż szuka ubogiego potomka pięknego imienia koniecznie.
— Mnie się zdaje, że to się prędzéj ułoży, niż Pani myślisz.
— O! gdzie tam! rzekła wzdychając. Że ojciec był ekonomem, to nic może jeszcze, ale dziad był —
— Coż takiego?
Prezesowa jąkała się nieśmiejąc wymówić.
— Cóż takiego? powtórzyłem.
— Dziad był Parochem unickim — w —
Spójrzała na mnie! Ja się uśmiéchnąłem.
— Radziwiłłowie, rzekłem, wywodzą się od Lezdejki, a nikt im tego niewyrzuca. Nie trap