Przejdź do zawartości

Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

aktorowie tylko coraz inni... ale i ja, mój Stasiu, tego spokojnego wsi naszéj obrazku nie kosztowałam od dawna, wiesz, że Narzęczyn w dzierzawie, a stara matka siedzi w mieście... i oddycha pyłem ulicznym...
— Dla czegoż?
— Dla tego, rzekła po cichu — żeby nikomu nie być ciężarem, żeby sobie wystarczyć tém małem, które Bóg mi zachował.. i.. że na starość —
— Ale któż mówi o starości?
— Ci, co ją czują... Jeszcze jéj czasem nie widać na twarzy, kiedy ją w sercu nosim... Starość, mój Stasiu, na ów czas się zaczyna, gdy już tylko z przeszłością żyć możemy, gdy przyszłość dla nas nic nie ma, a teraźniejszość zobojętnienie. Na ów czas choćby na twarzy zaśmiały się resztki młodości, to tylko blask po słońcu co zaszło...
Jenerał posmutniał...
— Nie mówmy o tém, rzekł. —
— O! nie mówmy, po co ci pokazywać zachód, gdy dla ciebie dzień się zaczyna.?
Zatrzymała się na chwilę, spuściła oczy i cicho dodała z wyraźném jakiémś wysileniem.
— Przywożę ci od dawnéj towarzyszki ukłon... Misia przeprowadzała mnie na koléj...
Jenerał się zarumienił.
— A! Misia! czyli dziś już panna Michalina... jakże wygląda? co się z nią dzieje?