Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/419

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

było tego hasła i świadomości następstw ażeby się gorliwie wzięto do czynu...
Nie minął wieczór a tajemnicza kartka oznajmiła głównemu robotnikowi, iż wysłanie ukazu stanowczo zdecydowane zostało.


Od dnia żałobnego nabożeństwa za Albina pułkownikowa była chorą. Sprowadzało to do niéj częściéj jeszcze Michalinę i syna. Dwie te istoty, które w sercu swém tak połączyć pragnęła biedna matka, spotykały się tu, z ciekawością poglądając na siebie. Dla jenerała, nawykłego do petersburgskich salonów i kobiet, Michalina była wyjątkową, dziwną, zajmującą jako coś niezwykłego; dla niéj ów żołnierz zamknięty, pozornie chłodny, z którego ust czasem dobywało się słowo promieniste, gorące, jakby mimowolnie, był także przedmiotem do badania ciekawym. Misia czuła doń pewne uprzedzenie za matkę, za Albina, za Polskę i — może trochę za siebie. Zajęta była pogrzebionym swym ideałem, a pomimo to nęcił ją ten człowiek widocznie nieszczęśliwy, cierpiący z godnością i w milczeniu. Z jego twarzy czytać było łatwo, że kryje w łonie ranę niejednę i pokrywa ją obojętnym niby uśmiechem. Tajemnica czyniła go dla Misi niecierpliwiącym razem — i miłym prawie. Ale z jednéj i drugiéj strony téj czułości, któréj tak wyglądała pułkownikowa, najmniejszéj