Przejdź do zawartości

Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/387

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Odpowiedzi płynęły tak leniwo z ust gospodarza, tak były krótkie i niechętne, iż nareszcie zmiarkował przybyły, że naleganiem zbytniém i dopytywaniem się zdradzi. Obiecywał sobie na innéj drodze szukać objaśnień, chciał udać trochę obrażonego, pożegnał się i wyszedł...
— W tém coś jest — pomyślał oddalając się... trzeba wyśledzić...
Wprost od wojskowego udał się do drugiego młodego prawnika, u którego bywały częste schadzki i gdzie już potrafił się wcisnąć polecony przez pewnego profesora przybyłego z Moskwy. Tu jednak okna były ciemne, nikogo w domu, służąca powiedziała mu, że pan wyjechał na prowincyą i nie powróci aż za parę tygodni. Dotknęło go to do żywego, niespokojny czuł, że coś się święci, o czém mu powiedzieć nie chcą a co tém samém draźniło go w najwyższym stopniu... Wpadł tylko na chwilkę do cukierni... aby notatki swe przepatrzyć i postanowił dotrzeć do jakiegokolwiek patryotycznego kółka w celu dośledzenia prawdy.
Przez czas pobytu swego w Warszawie niezmiernie zręcznie potrafił się już był powślizgiwać wszędzie a z razu nawet używał tu reputacyi wielkiéj i był po troszę lwem... Przyjmowano go otwartemi rękami, z damami próbował mówić szkaradną polszczyzną, z któréj się sam śmiał pierwszy...
W notatkach więc stało kilka domów do wyboru...