Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/275

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Zadzwoniono, Maciéj pochwycił torby... jenerał wstał. Coś uroczystego, poważnego malowało się w jego rysach szlachetnych, dziwacznym kontrastem odbijających od twarzy Moskala wykrzywionéj, ironicznéj, spodlonéj namiętnością.
— Arsenie Prokopowiczu, rzekł powolnie, byliście mi zawsze dosyć niechętni, nie wchodzę w przyczyny... Życie ludzkie niepewne jest... a przy rozstaniu jak przy śmierci przebacza się nieprzyjaciołom — podaję wam rękę i mówię z serca, szczerze — niech wam Bóg nie pamięta, jak ja urazy wszelkiéj zapomnę.
To mówiąc, skłonił się zdaleka.
Arsen Prokopowicz, jakkolwiek bezwstydny i przytomny, zmięszał się na chwilę... nie wiedział co odpodzieć...
— Ale cóż, bo znowu przecież! zawołał — osądziliście mnie niesłusznie, a przybieracie jakiś ton uroczysty... jak gdyby...
Mówił, jenerała już nie było, wszyscy się cisnęli do wagonów... Arsen Prokopowicz pozostał zamyślony...
— W tém coś jest — to nienaturalne! a nic z niego dobyć nie można. A! no zobaczymy! Ale nie wymkniesz mi się tak ptaszku! dodał — znajdę ja cię i tam...
Nie mógł minąć bufetu prawy Moskal, ażeby wódki się nie napił... Dopełniwszy tego obowiązku, który na-