Przejdź do zawartości

Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/225

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— W imię Boże — o co idzie, ojcze Serafinie.
— O kryjówkę...
Stary westchnął.
— Dajcież mi go tu... zaprowadzę... a jeśli trzeba, to mu placu dotrzymam, bo mnie sen nie bierze... Trzeba i biedakom służyć... a nuż który klasztorném powietrzem odetchnąwszą i myśl o Bogu z niego zaczerpnie...
— Zdam go więc na ręce wasze... odparł przybyły... ale to panicz...
— Ale człowiek, rzekł dobrotliwie uśmiechając się Definitor...
— Zaprowadzicie go do kryjówki?
— Zapalę stoczek; wezmę książkę i pójdziemy...
— Po klasztorze pewnie szukać będą...
— Już wiem... tylko między umarłymi nie szukają... tam spokój!!
— Więc zaraz...
— Ale jam gotowy, zapalając stoczek, rzekł ks. Definitor... byleście mi go dali... idę.
Wdział kaptur na głowę, zapalił stoczek staruszek i począł odmawiać modlitewkę łacińską spokojnie, aby czasu nie tracić...
Pospieszne kroki dały się słyszeć na korytarzu, aż w progu ujrzał Definitor otulonego burką ładnego młodzieńca z ognistemi oczyma, który żywo czapkę zdjął i pokłonił się. Spojrzał mu naprzód w oczy, bo naów-