Przejdź do zawartości

Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/198

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

karabinami wpychano do wagonów więziennych. Przyszli tu narażając się na aresztowanie... na wygnanie także, gdyby schwytani zostali, aby policzyć jadących, dowiedzieć się czegoś... przynieść coś... wreszcie z téj gorączki poświęcenia, która wówczas trawiła wszystkich...
Urzędnicy wysocy wskazywali sobie tę kupkę obmokłą i jeden drugiemu szeptał — sztyletnicy...
Kupka rzucała z ukosa wejrzeniem pogardliwém na owych lojalistów i jeden drugiemu do ucha mówił:
— Wielopolszczyki...
Nagle służba kolei zaczęła bardzo troskliwie drogę oczyszczać, miejsce robić, coś mruczano w tłumie niezrozumiałego... w czapce nasuniętéj na oczy, w płaszczu wojskowym szedł rękę podając pięknéj, wytwornie ubranéj kobiecie, z twarzą osłonioną, — jenerał rosyjski...
Owa kupka cywilnych bardzo przyzwoitych panów spojrzała oczyma ciekawemi, chciwemi naprzód na jenerała, aby temu reprezentantowi władzy oddać cześć należną, potém na piękną kobietę... Ale ani ów jenerał, ani ta pani, wyglądająca tak poważnie, znajomemi nie byli... co wielką zrobiło przykrość dygnitarzom chcącym się przed tłumem dobremi stósunkami z wielkim światem moskiewskim popisać...
— Któż to może być? pytał jeden drugiego.
— Prawdziwie nie znam...
— Twarz obca, nie widziana w Warszawie.
Mais c’est pourtant un jeneral russe?