Przejdź do zawartości

Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/145

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ocyka do życia... lud chce ważyć na szali swych losów.. Mamy swobodę druku lepszą niż we Francyi, nią dorobimy się innych... Polskę buntowniczą zmusimy do wybuchu i krwią zalejemy ten pożar. Od razu odkrywam cały plan, nie obawiając się głosić go — jest on już dziś jawny... Polski nic już nie powstrzyma na pochyłości, z któréj leci. Jeźli będzie potrzeba, my ją popchniemy jeszcze...
Śmiał się dziko, spoglądał na jenerała, na pogardliwie i dumnie stojącą naprzeciw kobietę, zacierał ręce...
— Przepraszam was jenerale, moglibyście się obrazić tém, com powiedział, że dosyć panowania Polaków, ale to się was nie tyczy, ja do nich was nie liczę. Wy, jak Sołłohuby, jak Larscy, jak Sokolniccy, jak tylu innych jesteście już prawym Rosyaninem... nie prawdaż? Lada dzień zobaczymy się w cerkwi! a Zbyskoj brzmi nawet lepiéj niż Zbyski!
Jenerał nic nie odpowiedział, z gry tylko jego fizygonomii znać było, że się hamował całą siłą.
— Niewiem, co pocznę, rzekł zwolna, ale jestem pewny, że może lepiéj służyłem Rosyi niż wielu, co się jéj synami urodzili...
Chciał mówić daléj, wstrzymał się, spuścił głowę, zamilkł. Arsen Prokopowicz radby był dłużéj jeszcze nasycać się zemstą przygotowaną choć niezupełną, ale wreszcie postawa jenerałowéj, milczenie obojga zmuszało do odwrotu, wstał i zaczął się kłaniać.