Strona:PL JI Kraszewski Złoto i błoto.djvu/330

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

gdyby nagle kogoś obraził — odrzucając dowód zaufania. Ja tego uczynić nie mogę. Niech mnie nie wzywają, albo pan mi daj odprawę i nie przyjmuj mnie. Gniewać się nie będę.
Malborzyński aż krzyknął przerażony: nie sądził, by tak daleko zajść miało.
— Na Boga miłego! ja przeciw podkomorzemu! panie! co pan mówi? Dałbym sobie łeb uciąć prędzej. Za kogo mnie pan ma? A tobym się nazajutrz ze wstydu wynieść musiał z powiatu... i...
Podkomorzy uśmiechał się.
— A po cóż mnie namawiasz na rekuzę? Znać, że albo mnie nie chcesz...
Pan Aleksy włosy począł sobie targać na głowie.
— Podkomorzy, dobrodzieju! czynisz mnie najnieszczęśliwszym z ludzi — wołał. Otoż to jest chcieć usłużyć komu! Com powiedział — to mi się wyrwało tylko z przyjaźni i szacunku, bom pragnął mu oszczędzić pracy i troski. Tak mi Boże dopomóż! A! panie...
Pan Czesław już się śmiał, i na tem się skończyło. Malborzyński zabiwszy zająca, którego mu do bryczki włożono, odjechał zły na siebie, zgryziony, przeklinając pospiech swój i niezręczność. Podkomorzy spokojnie oczekiwał na wezwanie, z mocnem postanowieniem działania energicznego. Wietrzył intrygę na krzywdę Maurycego, którego lubił. Holmanowska partya nie była u niego od dawna ani w łaskach, ani mu przypadała do smaku.
W parę dni potem nadjechał Maurycy z listem pani Czermińskiej, upraszającym podkomorzego, aby jako najstarszy i najszanowniejszy z obywateli w powiecie, był łaskaw dzieciom jej dopomódz do rozgmatwania interesów i działu. Maurycy dodał, iż szło im o skończenie zgodne, spokojne, rychłe, nie