Strona:PL JI Kraszewski Stary zamek.djvu/2

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

naszych, do czego dziś podobne ich postacie dobyte z grobu? — do odkopanych nieboszczyków, z których pargaminowéj skóry i rozsypanych kostek, śmierć tylko czytamy i nieuniknioną znikomość.
Urzędowa, publiczna część żywota, zapisana gdzieś skrzętnie, dozwala oznaczyć, ile kto przebył na świecie godzin, w jakiéj obracał się sferze — ale jakże mało tych po którychby jeden rys dobitny, żywy, znaczący pozostał i dozwalał odgadnąć, pokochać lub zdziwić się człowiekowi? A tak to prędko zapomina się, zaciera wszystko, że w trzeciém pokoleniu o dziadach już nic nie wiedzą wnuki, i odgadywać ich muszą. Czasem istnym przypadkiem, uchowa się cóś i skryje w sobie iskierkę ducha, nasionko życia, ale jak tego jest mało!
Przerzucasz karty dziejów, wysuwają się przed oczy postacie, po których tylko rozgłos imienia pozostał — radbyś wywołać je i pobratać się z niemi, ale cień się wymyka i szkielet sterczy suchy, którego usta skostniałe nic już wymówić niemogą.
I chodzisz po téj wielkiéj ruinie, po cmentarzu zarosłym, szukając, do kogobyś przemówił, ktoby się odezwał choć głosem upiora? nadepczesz nieme kości i prochy — szczęśliwy jeśli choć kropla życia, jedna łza, jedno westchnienie, jednego cóś niedomarłego przemówi do ciebie zrozumialszym językiem.
Napróżno człowiek sili się na wyrwanie przeszłości zapomnieniu wiekuistemu, któremu jest przeznaczoną, — ta walka z naturą pochłaniającą wczoraj i na ruinie jego dającą nieustannie nowemu jutru wykwitać, — jest bezowocowym bojem.
Czyn zaledwie dopełniony już się w chwili przekształca zamiera i rozprasza w jakiejś cząstce.... woń du-