Strona:PL JI Kraszewski Przygody Stacha.djvu/65

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Po zasępieniu, milczeniu i złym humorze hrabianki, Wawrowska poznała, że Korczakowi tego lekceważenia przebaczyć nie mogła.
Natychmiast po herbacie Marcelina, pod pozorem bólu głowy, nie zważając na to, że się ludzie domyślać będą powodu — opuściła towarzystwo.
— Mój panie Salezy, po cichu odezwała się Wawrowska, dowiedz się téż, proszę, co się stało z Korczakiem, i przyjdź mi powiedz jutro.
O południu garbus, który aż do biura ścigał Stanisława, przyszedł z doniesieniem, iż Korczak miał jakiś niezmiernie ważny i pilny interes, dla którego musiał jeździć o mil kilka i w nocy dopiero powrócił.
— Ale co to było — dodał Salezy, anim się mógł dowiedzieć, ani domyśléć — strasznego nic nie ma, gdyż Korczak jest spokojny, i dobréj myśli.
Z wiadomością tą Wawrowska poszła do Marceliny, którą zastała podrażnioną i gniewną. Hrabianka znajdowała ten wyjazd niezrozumiałym i tajemnicę — podejrzaną.
Staś widocznie stracił w jéj oczach.
Następny zwykły wieczór u Wawrowskiéj przypadał za trzy dni.
Nie ulegało wątpliwości, że Korczak przyleci pewnie, ale panna Marcelina, chcąc go ukarać naprzód powzięła myśl — nie przyjść wcale.
Potém zaczęła się lękać, aby to nie było nadto widoczném... a oprócz tego niecierpliwą była dowiedzieć się o matce.
Spóźniła się tylko trochę i weszła tak majestatyczna, poważna, zimna, a przywitała Stanisława tak chłodném poruszeniem głowy, natychmiast się zwracając do innych gości, iż poczuć musiał, że żal miała do niego.
Przykrém mu było — ale miał nadzieję przebłagania.
Dosyć długo nie mógł się potém zbliżyć do hrabianki, która wyprobowała jego cierpliwość.
Po herbacie dopiero rozpoczęła się rozmowa i zwykła przechadzka po pokojach. Marcelina była ciągle bardzo chłodną i zasępioną.
Gdzieżeś pan był ostatniego wieczoru, żeśmy go tu nie widzieli? — zapytała.
— Miałem przykry i pilny interes osobisty, dla którego mała wycieczka była koniecznością. Powróciłem zapóźno, abym się mógł tu stawić...
— Szczęśliwie się rozwiązała sprawa? — spytała ciągle zimno Marcelina.
Stanisław, który się tłómaczyć dokładniéj nie mógł, po chwili odparł.
— Tak jak życzyłem sobie.
Czuli oboje, że od ostatniego widzenia się — coś zaszło niewido-