Przejdź do zawartości

Strona:PL JI Kraszewski Przybłęda.djvu/41

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

„Bożak się zadumał.
„— Nie wiem — odparł zakłopotany. — Podobała mi się nadzwyczajnie, muszę to przyznać... Wszak nie późno jest jeszcze, aby z niej coś... uczynić... lepszego, idealniejszego, niż się obiecuje. Jest to stworzenie zupełnie dzikie.
„Nie umiałam odpowiedzieć stanowczo.
„— Na żaden sposób — rzekłam cicho — dorastające dziewczę nie może tu pozostać u moich rodziców. Zważ pan, co ludzie mówić mogą i będą!
„— Masz pani słuszność! Ale jakże ją tak biedną, śliczną, rzucić na pastwę ubóztwu, sponiewieraniu?... Przypatrz się jej pani. Ona jest stworzona do wcale innego życia. Co za dystynkcja wrodzona przy jej całem zdziczeniu!
„Musiałam się uśmiechnąć, ale w sercu, Lucynko, ach! co się działo w tem biednem sercu, a!... co przeboleć musiałam. Mówił z takim zapałem, z uniesieniem...
„— Czekałem na ciebie, droga moja przyjaciołko — dodał w końcu — nie chcąc bez ciebie nic stanowić o losie Kamilki. Rozporządzaj nim, radź, rozkazuj...
„Zdaje mi się, że poplątałam się w rozmowie, żem się trochę zmieszała, i że skończyłam na tem, aby mi się dał namyśleć i rozpatrzyć. Godził się na wszystko, całując mnie po rękach, a mnie łzy się w oczach kręciły...
„Nazajutrz rano uciekłam do Sosenek, prosząc matkę, aby tymczasem zatrzymała dziewczę przy sobie, pilne tylko na nią mając oko. Przez całą drogę niemal musiałam walczyć z sobą, aby wymódz rezygnację, oswojenie się z losem, przygotowanie do ofiary.
„A! Bożak mnie nie kochał, nie kocha i nigdy kochać nie będzie! A ja? Ty czytasz w mem sercu, domyśl się reszty... Są przeznaczenia.
„Mówią, że w ulach pszczół, w rzeczachpospolitych mrówek, są istoty tylko do dźwigania ciężarów przeznaczone, które rodzin nie mają, kochać nie otrzymały prawa... Może ja taką jestem wśród ludzi?
„Powróciłam do Sosenek z tak czerwonemi oczyma, żem je na ostry wiatr złożyć musiała. Przed Czarlińską nie chciałam taić mojej przygody z Kamilką, ale, nie zdradzając tajemnicy serca, którą ty jedna tylko dzielisz ze mną.
„Opowiedziałam jej obawy rodziców, nadzwyczajne zajęcie sierotą Bożaka, życzenie jego, abym ja mu coś poradziła.
„Biedna sędzina była niemal w rozpaczy. Widzę, że w sobie karmiła myśl, iż Onufry kiedyś zajmie się jej Jadwisią. Nie chciała wierzyć w to, ażeby on w tak prostej dzieweczce mógł się istotnie zakochać. Uważałam nawet (niestety), że pobożna i zacna sędzina gotową była tolerować i oczy zamknąć na ułomność ludzką, na słabostkę, byle ona widokom matrymonjalnym późniejszym nie stawała na przeszkodzie.
„Upokorzona byłam tem.
„Sędzina tak się poruszyła odebraną wiadomością, tak niespokojnie śledzić zaczęła, zkąd się wzięła ta Kamilka, iż w parę dni wiedziała jej całą genealogję.
„Rodzice sieroty byli oficjalistami u Bożaka. Ojciec miał być sławnym pijakiem. Matkę straciła zawczasu. Chowała się potem u ciotki ekonomowej, po której śmierci wziął ją jakiś oficjalista w Mlynyskach do pilnowania dzieci. Tu ją zobaczył i poznał Bożak w odartej sukienczynie, z zasmarkanym bębnem (przebacz! jestem zła!) na ręku.
„Stworzył z niej sobie sielankową heroinę!...
„Rzucić musiałam pióro — aby się uspokoić.
„Lucynko moja! pisać dłużej nie potrafię, nadtom znękana.

Twoja
A.




Nieomyliła się w swych rachubach Albina. Pułkownik tak został nią oczarowany, że począł z sobą samym naprzód sofistykować, aby przekonać siebie, że nie zapóźno jest żenić się w jego wieku, i że ożenienie było nie fantazją, ale obowiązkiem najświętszym.
Wmówił potem w siebie, iż, raz postanowiwszy się żenić, powinien był wziąć zacną, poczciwą, ubogą dziewczynę i t. d.
Stworzywszy sobie w ten sposób obraz swej przyszłej, zupełnie odpowiadający Albinie, przyszedł do tego, iż należało mu sprobować szczęścia i... oświadczyć się.
Z początku nie przypuszczał nawet, aby ona, córka Wysockich, mogła odmówić pułkownikowi! lecz zarazem zrodziła się wątpliwość.
Nuż odmówi? Upokorzenie byłoby bolesnem; pułkownik na taki wstyd narażonym być nie chciał.
Sprawa rozwiązała się daleko dla obu stron szczęśliwiej, niż się spodziewać było można. Pułkownik zwrócił się do Czarlińskiej, chcąc ją naprzód wybadać.
Rozpoczął od tego, iż się jej zwierzył z tęsknicy starokawalerskiego żywota i napomknął, coby powiedziała ona, gdyby o ożenieniu pomyślał?