Przejdź do zawartości

Strona:PL JI Kraszewski Przybłęda.djvu/16

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

„Wiesz, z jakim skromnym zasobem w woreczku wyjechałam z Warszawy. Miałam całego majątku około dwustu rubli, a i te podróż, choć starałam się ją uczynić możliwie jaknajmniej kosztowną, jednak mocno wyszczerbiła. Zaraz nazajutrz po przybyciu wyspowiadałam się matce z tego, co mam, ofiarując jej choćby wszystko, jeżelibym ulżyć tem mogła.
„Zaklęła mnie, abym pieniądze zachowała na nieprzewidziane potrzeby i strzegła się ich roztrwonić.
„Sumka pozostała wydała im się olbrzymią, gdyż w całym domu, jak się okazało, nad półtora rubla nie mieli więcej. Bodiakowskiemu należało się zaległości z dziesięć rubli, które natychmiast przez Mośka spłaciłam.
„Nieodzownie mi było potrzeba potem jechać do najbliższego miasteczka i poznać się z niem, aby wiedzieć, co mogę dostać i co mam kupić do domu. Sama podróż okazała się dosyć trudną. Konie były przez cały tydzień potrzebne w gospodarstwie i one też niedzieli dla wypoczynku potrzebowały... Mogłam się wprosić na furmankę Mośka, ale na tej, oprócz niego, chłopca, co miał powozić, jechała jakaś żydówka. Piechotą dla mnie, na pierwszy raz, samej jednej było zadaleko.
„Jedna niedzielę straciwszy na rozmysłach, zrzuciłam pychę z serca, ubrałam się jaknajskromniej i zgodziłam się i panem arendarzem.
„Ażeby kapeluszem, choć bardzo zwiędłym, nie zwracać oczu tam, gdzie ich się mało spotyka, zawiązałam głowę chusteczką.
„W ciągu podróży Mosiek i żydówka zabawiali mnie rozmową; arendarz dawał do zrozumienia, że za pewnem trudów jego wynagrodzeniem, mógłby mi się o dobre miejsce pokojówki postarać. Podziękowałam mu, odkładając to na przyszłość.
„Mieścina owa najbliższa, moja Lucynko, jest... nie wiem, jak ci je opisać — rodzajem dużej wioski z kościołkiem i rynkiem. Są kramiki i dwa niby sklepy, w których się sprzedaje wszystko, co gdzieindziej razem w jednym rzadko się spotyka. Wymagania kupujących muszą być bardzo skromne; towary też niewytworne.
„Poszłam naprzód do kościołka i trafiłam szczęśliwie na sumę.
„Ludu było pełno, a w pierwszych ławkach dostojniejszy świat okolicy.
„Moja Lucynko, nie godzi się wyśmiewać nikogo, ale jakie tu panują mody, jak tu się panie stroją... tego nie potrafię chyba ci opisać... Panowie też wszyscy mi się wydawali, jakby należeli do pewnej klasy, którą w mieście przedstawiają średnio zamożni rzemieślnicy.
„Przed ławkami stał — mój dziedzic, pan Bodiakowski, który na nieszczęście zobaczył mnie i ścigał potem nieustannie ciekawemi oczyma...
„Uklękłam tak i spuściłam głowę, aby mnie widzieć nie mógł...
„Obawiając się potem spotkania na cmentarzu, pozostałam w kościele, choć wszyscy powychodzili. Wyszłam prawie ostatnia.
„Traf chciał, abym się spotkała z proboszczem, który mnie już znał z widzenia, i gdym mu się pokłoniła, zaczepił, pytając, jak znalazłam rodziców itp. Dobry jakiś, wesoły księżyna, który po krótkiej rozmowie życzył mi, abym sobie zatrudnienia poszukała i spodziewał się, że je znajdę łatwo.
„Z mojej mowy może wniósł o jakiemkolwiek wykształceniu i szczerze ubolewał, że mi tu nic tak dobrze się wyda, jakby on życzył...
„Ale, dziecko moje — dodał — z każdem położeniem trzeba się umieć pogodzić...
„Zdaję się, że Mosiek, chociaż mówiłam mu wyraźnie, że się o żadne miejsce jeszcze teraz starać nie myślę, sam własnym pomysłem już mnie polecać zaczął... Znalazłam go w rynku, oczekującego na mnie...
„— Niech panieneczka zajdzie tu do austerji, gdzie powóz stoi... Jest tam pani sędzina Czarlińska, która chciałaby panienkę zobaczyć!
„— Ale po cóż mi ta znajomość...
„Chciałam się wymówić, Mosiek był tak nieznośnie nalegający, żem w końcu, trochę nadąsana, poszła z nim do pani Czarlińskiej...
„Sędzina, otyła, w średnim wieku jejmość, dziwacznie ale jaskrawo była ubrana, siedziała na kanapce z córką, zdaje się oczekując na mnie... Zmierzyła mnie oczyma pilno i odezwała się, że Mosiek mnie jej rekomendował...
„— Przepraszam panią dobrodziejkę — rzekłam — ale ja nie mam jeszcze myśli szukać żadnego obowiązku...
„— Panienka z Warszawy? — zapytała.
„— Tak jest — było odpowiedzią.
„— Czy umiesz stroiki robić modne?
„— Nie, tegom się nie uczyła...
„— A do czegóż myślisz służyć?
„— Dotąd o służbie nie myślałam.
„— A cóż acanna tu robić myślisz?
„— Naprzód około starych rodziców chcę pobyć czas jakiś.
„Zaczęła mnie wypytywać, czy prawdą było, że tyle lat nie wiedziałam nawet o ojcu i matce i t. p. Odpowiadałam jej krótko, bo mi ten egzamin był trudnym i przykrym.