Strona:PL JI Kraszewski Para czerwona.djvu/95

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wywał, poglądał szydersko, zdawało się, jakby chciał coś powiedzieć i wstrzymywał wyrazy, nareszcie wyrzekł stanowczo:
— Prawdziwie, to osobliwsza rzecz, jak ludzie są ślepi, kiedy widzieć nie chcą.
Wyrazy te, z jego ust wychodząc, były pełne znaczenia.
— Ale — rzekł hr. Albert urażony — trafia się, że pragnąc, widzi się to czego nie ma, a czego się tylko żąda.
— Tak sądzisz? — rzekł Juliusz i mocno znowu śmiać się zaczął...
Milczenie jego i półsłowa na obojętniejszych możeby takiego nie zrobiły wrażenia, ale wyjąwszy Grosa, wszyscy byli mniej więcej zakochani w pannie Jadwidze i po troszę przy nadziei.
Każdemu z nich zdawało się, że to lodowate serce roztopi. Hr. Albert wiele rachował na pomoce Bastjata, Micio był potulny i sądził, że kobiecie z energią przyda się jako miękka poduszka, Dunio rachował na swój dowcip, zwinność i na sprycik, Edward na prześliczną twarzyczkę, białe rączki, elegancyę, dobry ton i przyzwoitą postać, jakąby miał w karecie, usiadłszy za krynoliną żony. Każdy z tych panów łudził się, że ją jakimś urokiem podbić potrafi, to raptowne wystąpienie Juliusza,