Strona:PL JI Kraszewski Para czerwona.djvu/425

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

rzucone szałasy i szczątki drzewa, świadczyły tylko, że je niedawno opuszczono.
Mimo najsurowszych rozkazów, trudno było kilkuset ludzi utrzymać w milczeniu i głuchy szmer leciał ponad tą zwolna poruszającą się kolumną, której księżyce wschodzący przyświecał. Lekki przymrozek wysuszył powierzchnię ziemi i pochód ten znacznie ułatwił. Chociaż łatwiej było przez pola dostać się na obszerne obozowisko nowe, postanowiono wszakże przedzierać się lasami, aby jak najmniej śladów po sobie zostawić... Kapitan służył za kwatermistrza...
Jeszcze nie ze wszystkiem wygasły ognie starego obozowiska, gdy, wiedzeni przez kobietę z ręką związaną krwawemi chusty, Moskale otoczyli ostrożnie całą tę część lasu, którą niedawno zajmowali powstańcy... Czekał ich zawód wielki, gdyż pierwsi wysłani na zwiady, dostrzegli, że już powstańców tam nie było... Kapitan dowodzący, który był dotąd w tyle swej armii, dowiedziawszy się, że nieprzyjaciela niema w domu, wyrwał się naprzód z kilku oficerami i przybiegł opatrywać obozowisko. Chodzili po niem długo, usiłując z zajętego miejsca obrachować siłę, ale rachuby ich ścisłe być nie mogły, gdyż obóz ochotni-