Strona:PL JI Kraszewski Para czerwona.djvu/410

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Karol aż wzdrygnął się na bryczce.
— Gdzież? co? kto wam rozkazał?
— A proszę pana, wszystko się wedle porządku zrobiło. W obozie go osądzili, że szelma zdrajca, potem my pojechali, ale nawet z księdzem co go wyspowiadał, zawieźliśmy go o dobrych dwie mile, żeby nie blisko obozu wisiał, a tam mu już sosnę dobrali jak się należy, postronek, proszę pana, nowiuteńki, i bardzo to porządnie się wszystko zrobiło.
Karol był w rozpaczy, ale Wojtek ani mógł zrozumieć, żeby się inaczej stać mogło i powtarzał tylko:
— A kiedy mu się to należało!
Z tem przykrem wrażeniem dojechali do obozu razem prawie z kowalem, który zaraz kuźnię sztyftować zaczął. Zdala już się las rozlegał pieśnią Boże coś Polskę ogromnym chórem nuconą, i weselszym niż rano gwarem. Mimo złej pory, jakoś teraz wszystko szło ku lepszemu, przybyły zapasy, nadeszło trochę broni, rozstawiono placówki i gdy wjechali w środek, raźniej było spojrzeć na dzielną tę młodzież, która wszakże podobniejszą jeszcze była do jakiejś wyprawy łowieckiej, aniżeli do wojska. Rozmaitość strojów i uzbrojeń nadawała temu obrazowi barwę bardzo oryginalną. Przypomina sobie każdy co widział