Strona:PL JI Kraszewski Para czerwona.djvu/361

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

przytomność objawić. Karol podszedł ku niemu, domyślając się interesu.
— Co chcesz, mój kochany? — zapytał.
— A cóż, proszę pana — odparł Tomaszek i zatrzymał się nagle, przerywając pytaniem cichem.
— Czy to wszystko swoi? proszę pana, można mówić?
— Mów otwarcie.
— Bo ja widzę — kończył Tomasz — że się pan wybiera w drogę, cóż ja tu sam będę robił?
— A cóż myślicie?
— Myślę, że najlepiej by było, jakby mnie pan ze sobą zabrał.
Mnie tu zostać nic potem, do tej Galicyi, czy tam jak, jakoś się nie chce, tu się coś na wojaczkę zbiera, toby człek z drugiemi poszedł ginąć. Już to, proszę pana — dodał, skłaniając się do nóg — ja z panem choćby do śmierci zostanę.
Spojrzał mu w oczy, a znać było z wejrzenia, że się niepokoi, czy ofiara jego zostanie przyjętą.
Karol zaczął go serdecznie ściskać.
— Jeżeli ci tak serce mówi — rzekł — i jam nie od tego, ale, mój Tomaszu, pamiętajcie, że to nie przelewki, zwłaszcza tobie. Gdybyś się dostał w ręce moskiew-