Strona:PL JI Kraszewski Para czerwona.djvu/347

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nie śmiała, pojmując, że się nie godziło hamować, gdy szło o spełnienie najświętszego obowiązku, siadła zamyślona i nie rychło spytała słabym głosem:
— Więc kiedyż?
— Ja, zapewne pozajutro — rzekł Karol — młodzież sypie się cała, wszystkiemi drogami w nagie jeszcze lasy, zapał niesłychany, gdyby przynajmniej uformować się nam dano, skupić trochę, nabrać siły.
— Ale mnie się zdaje — przerwała Jadwiga — że Moskale o wszystkiem już wiedzieć muszą, przedsięwzięli środki i samo nawet wychodzenie z Warszawy utrudnią.
— W tem się pani mylisz — rzekł Karol — nie wiem, czemu to przypisać, czy lekceważeniu, czy podstępowi, czy głupocie, czy zarozumiałości, ale wiemy z pewnością, że rząd nic nie przedsiębierze, że rogatki są otwarte, że albo nie wierzą w powstanie, albo sądzą, iż je natychmiast zgniotą. Bądź co bądź trzeba z tej chwili korzystać.
Rozmowa nie trwała długo, gdyż Karol od początku trzymał czapkę w ręku i kręcił się niespokojny.
Jadwiga była milcząca, posępna, a gdy przyszło do pożegnania, powiedziała mu tylko: Do widzenia.