Strona:PL JI Kraszewski Para czerwona.djvu/295

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.



Wrócmy teraz do bohaterki naszej, która po chwili walki samej z sobą, podniosła się, odzyskawszy męstwo, z uśmiechem na ustach. Nad nią stała ciotka z załamanemi rękami, wylękła, niespokojna.
— Widzisz, widzisz Jadwisiu, ot do czego to przyszło, ja się o ciebie tak lękam, a ty żadnej rady mojej usłuchać nie chcesz.
— Ciociu, mateczko, nie martw się, nic się strasznego nie stało. Cóż robić? pojedziemy na wieś, a na wsi znajdzie się także dużo do roboty.
— Otóż masz — przerwała ciotka — na miłość bożą, dajże ty już pokój wszystkiemu. Oni cię jeszcze gotowi na Sybir pochwycić! Jadwisiu, serce moje, ten niepokój skróci mi życie; ulituj się, jeśli nie nad sobą, to nademną!
— No, dobrze ciociu, już nic nie będziem robiły — odpowiedziała, uśmiechając się Jadwiga — będę szyć na kanwie, kwiatki podlewać i Chochlika nauczę przez kij skakać. Tylko niech się ciocia nie martwi...