Przejdź do zawartości

Strona:PL JI Kraszewski Para czerwona.djvu/212

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

i milczał, ale jakiś ironiczny uśmieszek igrał mu na twarzy.
— Boję się, aby nas nie podsłuchano — mówiła Jadwiga. — Udawaj pan, że ciekawie przepatrujesz książki, ja tymczasem mówić będę. Wiesz pan, że jestem przyjaciółką Karola, że kocham go jak brata. Karol jest wam wszystkim potrzebny, nieprawdaż?
Młot jeszcze nie dowierzając, nie domyślając się do czego to zmierza, skłonił tylko głową potakująco.
— Trzeba uwolnić Karola — mówiła Jadwiga. — Nie śmiej się pan... Jam wprawdzie słaba kobieta, ale mam wrodzoną przebiegłość córek Ewy. Otóż jeszcze raz proszę, nie śmiej się pan. Zyskałam już sobie dwóch żołnierzy z załogi w cytadeli, którzy mi do tego dopomódz mają i ucieczkę ułatwić. Rzecz jest niesłychanie trudna, ale przez to samo nikt nawet na myśl tego projektu wpaść nie może. Obu żołnierzy w nagrodę tego poświęcenia, potrzeba wykraść za granicę. Jednemu z nich przyobiecałam gospodarstwo gdzieś na Polskiej ziemi, ale nie pod moskiewskiem panowaniem; drugi Moskal, starowierzec, chce się dostać do Prus do swobodniejszych swoich braci...
Mówiła to szybko, patrząc niby w jakąś