Strona:PL JI Kraszewski Para czerwona.djvu/204

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Nazajutrz Tomaszek, przyniósł karteczkę tak rzewnie wdzięczną, tak widocznie sercem pisaną, że Jadwiga zawstydziła się prawie, iż tak małą ofiarą, mogła takie obudzić uczucie. Ucałowawszy tę kartkę, razem z innemi, złożyła je na sercu i o niczem już nie roiła, tylko o oswobodzeniu Karola.
Tomaszek, przed którym ukryć nie mogła wrażenia, jakie na niej każde jego przybycie czyniło, domyślał się już, jaki tajemniczy węzeł wiązał biedną panienkę z tym smutnym więźniem, który się doń z takim uśmiechem dobrotliwym za każdem przyjściem jego obracał.
— A wie panienka — rzekł — że ja panią w cytadeli widziałem, anom, z początku nie poznał, dopierom się już na pewno domyślił, jakem się dowiedział, że panicza do sali poprowadzili.
— Gdzieżeś ty mnie widział? — spytała Jadwiga.
— Ale na dziedzińcu — szedłem z tacą i imbryczkami, com się prawie o panienkę otarł, tylkom się nie kłaniał, bo niechże Bóg zachowa, żeby się oni dowiedzieli o moich znajomościach w mieście!
— A boisz ty się ich bardzo? — spytała zamyślona Jadwiga.
— Bogać, by się ich kto nie bał —