Przejdź do zawartości

Strona:PL JI Kraszewski Para czerwona.djvu/157

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Gdy po życiu swobody i ruchu, młody człowiek z duszą gorącą i z sercem rozkołysanem znajdzie się nagle wśród tych czterech murów posępnych, w tym półmroku szarym, wśród ciszy przerywanej brzękiem karabinów i jednostajnym chodem straży, zrazu zda mu się to snem, który prędko przejść powinien. Każdemu uwięzionemu marzy się z początku, że go nazajutrz uwolnią, liczy swych przyjaciół, stosunki, rachuje na los, nie wierzy wreszcie, aby mu tak w pełni życia schnąć kazano.
Izdebka, do której wprowadzono Karola, była podobną tym wszystkim, w których więźniów politycznych zamykają, szczupłą, zbrukaną, zapyloną i wiejącą jakąś tęsknicą nieopisaną. Przez zakratowane okno, którego szyby nieprzejrzyste okrywał pył i brudy, przechodziło światło dzienne, przybierając ten ton mglisty, który nawet pory dnia rozpoznać nie daje. Tapczan z brudnem i lichem posłaniem, prosty stołek i stoliczek sosnowy były całym sprzętem tej smutnej celi więziennej. W kącie mały piec kaflowy bez drzwiczek, popękany, okopcony, zdał się także jakimś więźniem, skamieniałym z tęsknicy. Ściany pokrywało niegdyś jakieś zielonoszare malowanie, ale wilgoć i pyły zmie-