Przejdź do zawartości

Strona:PL JI Kraszewski Para czerwona.djvu/155

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

czarodziejskim filtrem co duszę odmładza, potrzeba doń wejść z sumieniem czystem, z myślą nie splamioną. Zgryzota w samotności jest jako rdza wśród wilgoci, rośnie ona i pożera. Dawne więzienia średniowieczne, owe lochy głębokie, w których przykuty niewolnik na poły gnił, na poły sechł w męczarniach gwałtownych, miały w sobie coś barbarzyńsko-poetycznego, dzisiejsze podobne do niewygodnych mieszkań, prozaiczne, zatęchłe, przybierają fizyonomię cywilizowaną, pozór wygodny, aby się więzień, konając, w nich nawet poskarzyć nie mógł.
Do jednej z takich cel, których numer nad drzwiami staje się więźnia nazwiskiem, wprowadzono Karola po schwytaniu go na ulicy. Zwykle korzystając z pierwszego przestrachu, nie dając się opamiętać więźniowi, ciągną z niego natychmiast badania; przekonano się bowiem, że najsilniejszy czasem nagłem najściem strwożyć się może, i nie mając czasu do rozmysłu, splątać w odpowiedziach. Tym razem jednak nie badano nawet Karola, nie mając żadnych dowodów winy, ani wskazówek do czynienia zapytań. Z innymi mniej ważnymi więźniami często badający pozwalają sobie prób najdziwaczniejszych, na wiatr dając zarzuty, naciskając groź-