Przejdź do zawartości

Strona:PL JI Kraszewski Para czerwona.djvu/145

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

W istocie, Edward, jak człowiek co pierwszy raz w życiu popełnił występek, doznawał w sumieniu nieopisanych zgryzot, całe jego postępowanie ze swą szkaradą i podłością przychodziło mu na myśl i w uszy biło potępieniem. Widział się już w ulicy obrzucany błotem i kamieniami, powieszony na latarni, wstyd oblewał mu czoło, gorączka paliła usta, kręcił się jakby pragnął się ukryć, myśląc, że wszyscy na jego czole czytają piętno hańby.
Edward wiedział już od kilku godzin, że Karol napadnięty na ulicy przez żandarmów, którzy go ścigali, został aresztowany i zawieziony do cytadeli. Czuł, że się do tego przyczynił, napróżno chciał przed sobą wyrozumować, że uczynił przysługę społeczeństwu, że Karolowi nic nad chwilowe zamknięcie nie groziło; uparcie przedstawiał mu się obraz nieszczęśliwego wiezionego na Sybir i siebie ze stryczkiem na latarni. Dławił się, chcąc mówić, potykał się, chodząc, śmiał się bez przyczyny, był bezprzytomny. Najpowierzchowniejsza znajomość człowieka wskazywała w nim niespokojne sumienie.
Z przyjaciół Karola i zwykłego jego towarzystwa nie było nikogo, uderzało to także Jadwigę, oglądała się na drzwi za każdem ich otwarciem, ale napróżno; on