Strona:PL JI Kraszewski Para czerwona.djvu/125

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Panna Jadwiga troszkę się zarumieniła, ale Młot tego nie spostrzegł.
Przywykliśmy — rzekł żartobliwie — uważać panią za naszego towarzysza i wspólnika pracy, powiem więc pani szczerze, żem przestraszony, choć się lękać nie zwykłem. Karol jest nam tak potrzebny, że wolelibyśmy stracić dziesięciu wybranych, niż jego jednego, nikt go zastąpić nie potrafi; jest to zarazem człowiek żelazny a najłagodniejszy z nas, gdy mamy do czynienia z profanami, rozcina jak stal wyostrzona bez bolu, nie poczujesz jak ci serce rozpłata. Takich nam ludzi potrzeba, a niestety możemy go stracić.
— Jakto? — zakrzyknęła Jadwiga. — Cóż mu zagraża? Jest tak ostrożnym!..
— Nie tyle on jest ostrożnym, jak my jego pilnujemy, ale złożyły się dziwne okoliczności. W początkach sprawy nie widzieliśmy tak jasno, nie rozróżnialiśmy przyjaciół od nieprzyjaciół, mówiło się o ludziach z różnemi, którzy się zdawali w sercu mieć jakieś dla ojczyny uczucie; tymczasem kilku z nich przeszło do obozu nieprzyjacielskiego. Wiemy z pewnością, że jeden z tych ludzi podał margrabiemu listę osób, które najwięcej wpływu mieć mogą. Starano się ich pozyskać, niektórzy ulegli, Karol pozostał niezłomny, wiem z pe-