Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/90

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

umiał na pamięć, pisał je na seksternach, zbiérał sobie, jako przewodnik do życia.
Miłość prawdomówności w szkole, gdzie często potrzeba się z czegoś wykłamać, dla uniknienia kary towarzyszowi lub sobie — narażała Bernardka w obliczu kolegów. Miano mu za złe, iż zapytany, jeżeli zamilczéć nie mógł, prawdy nigdy nie zataił.
Były to dzieciństwa, ale Bernardek wiedział, że kto kłamie w rzeczach małych, wchodzić potém będzie z sumieniem w kompromis, gdy o ważniejsze przyjdzie walczyć.
— Raz nazawsze — odezwał się do towarzyszów w jednéj z podobnych okoliczności — proszę was, nie narażajcie mnie, bo ja nigdy i w żadnym razie, ani dla siebie, ani dla drugich nie skłamię. Mam to mocne postanowienie i dotrzymam go. Możecie mnie wygrzmocić, ale do fałszu nie zmusicie. Milczéć potrafię, lecz gdy mówić jest koniecznością, nie powiem, tylko prawdę.
Przezywano go Katonem, śmiano się z niego, wykuksano go razy kilka — ale Bernardek wcale nie myślał ustąpić.
Równie twardo stał w spełnianiu innych obowiązków, które raz uznał za zasadnicze. Dzielił się z biédniejszymi wszystkiém co miał, ze stoicyzmem aż do wygłodzenia dochodzącym, a matka rozpaczała często, że tak nierozważnie szafował