Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/69

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

inni opieli po mistrzowsku — bałamutna rzecz, a nowe stworzyć, choćby tylko z pozoru i formy, nie każdemu dano. Naprzód samemu człowiekiem nowym urosnąć i wykształcić się potrzeba.
Milcząco słuchał chłopak i uczył się. Z ojcem miał biédę, bo był nadzwyczaj wymagającym. W jednéj sferze zamykać mu się nie dawał, ganił jego wstręt do matematyki, dowodząc jéj użyteczności, nalegał, aby umiéć jaknajwięcéj.
Wchodziły w to i nauki języków. Pilnował, aby chłopię jaknajwięcéj ich sobie przyswoić się starało. Sam umiał dobrze po łacinie i trochę tylko po grecku, nad czém bolał, a z nowożytnych władał dobrze francuskim i niemieckim, rozumiejąc po włosku.
Tyle conajmniéj uczyć się nie chciał i Bernardek, a Byron, Walter Scott i Moore pociągali ku zaniedbanéj długo na świecie angielszczyżnie.
Ciężkie to było zadanie, tylu rzeczami zapchać sobie głowę; ale według profesora młody mózg mógł temu podołać i zczasu należało korzystać. Bernardek, z wyjątkiem matematyki, do któréj nie czuł powołania, ani zdolności, gotów był zdobywać, co tylko się mu nastręczyć mogło. Głowę miał otwartą, a pamięć doskonałém kształceniem jéj do wysokiego stopnia rozwiniętą. Nie zbywało mu téż na woli, która jest jedną z najpotężniejszych dźwigni wszelkiego czynu. Jako