Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/55

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Znam go — powtórzył, siadając i zajmując miejsce wśród areopagu. — Mógł był sobie przynajmniéj dobrać miejsce inne, gdzieby wiadomość o sprawkach jego nie doszła.
— Ale tu ma plecy!
Ksiądz Roga głową pokręcił.
— Mnie się zdaje że, bądźcobądź, poczciwego nas pozbawi kolegi, a sam tu nie usiedzi.
Zaczęto rozprawiać gorąco, nie szczędząc przybysza, o którym kapelan zdawał się lepiéj od innych uwiadomionym. Miał to być człowiek lekki, obyczajów nader płochych, małéj sumienności, wiercipięta, który się tém tylko zalecał, że kilku językami źle mówił, a o wszystkiém gotów był rozprawiać. Godzono się na to, że brat urzędnik, nie wiedząc co począć z tym biédakiem, miejsce mu wyrobić musiał. Ks. Roga stante pede, krótko tu zabawiwszy, z pociechą religijną poszedł natychmiast do Bojarskich i w progu się odezwał po zwykłém: niech będzie pochwalony!
— Przychodzę z kondolencyą, ale nie nad wami, tylko nad nami, których wy osiérocacie. Jest Pan Bóg i w Warszawie, nie macie się tam obawiać czego!




Wszelkie starania rektora okazały się próżnemi. Odpowiedziano zgóry, że rzecz jest stanow-