Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/506

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wiek. Dom jego, w którym ja mało bywam, bo żona, bardzo dobra kobiéta zresztą, znajduje mnie nadto ekscentrycznym i zbyt mało dbającym o powierzchowność — jest mi w pewnych godzinach otwarty.
— A! w pewnych godzinach? — rozśmiała się Henryka.
— Cóż to szkodzi? — odparł Bernard. — Ja się tém nie obrażam, że w innych dnia chwilach nie harmonizowałbym z nimi, gdy ludzi towarzystwa przyjmują. Ale to są bardzo mili... państwo.
— A pan bardzo pobłażającym — dodała kobieta.
— Bo pobłażającym być, jest to być sprawiedliwym — rzekł Bojarski.
— Cóż daléj? — zapytała ciekawa Henryka.
— Jak-to? cóż daléj ma być?
— Znajomi i przyjaciele pana.
— Niezliczona ilość — mówił Bojarski. — Mnie zna pewnie całe miasto, choćby z powierzchowności, o ja téż moc wielką mam przyjaciół i dobrych znajomych. Na przykład... nie wypiéram się i gosposi z téj garkuchni, w któréj od lat wielu jadam. Karmi mnie po macierzyńsku. O! są dobrzy ludzie na świecie.
— Nie skarżysz się pan na swój los?
— Ja? — z wielką gorącością podchwycił Bernard. — Błogosławię go! Proszę pani, mogłem cho-