Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/504

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

chany mój świat umarłych i żywych, zajmuje mnie ten proces życia i komedya jego, na którą patrzę. Na jednę chwilę nie czuję się osamotnionym, trwając w związku z tém, co na obu półkulach się dzieje. Wszystko to mnie obchodzi, zaciekawia, żywi.
Mówiąc to, zaciérał ręce i śmiał się.
— Nie jestem sam, czuje się częstką ludzkości i we wszystkich jéj pracach udział biorę serdeczny. Wierz mi, kochana panno Henryko, to starczy, aby życie zapełnić i nadać mu urok wielki.
Panna Henryka spoglądała na niego zdziwionemi oczyma.
— Zkim-że pan żyjesz? bo ja go tak widuję rzadko. Nie spotykamy się nigdzie.
— Z mnóstwem nieśmiertelnych i śmiertelników — mówił ciągle wesoło Bernard. — Naprzód mam najlepsze w świecie towarzystwo geniuszów, gdy mi innego braknie, a pośród żywych myślisz pani że potrzebuję czegoś nadzwyczajnego i jestem wybrédnym? Wcale nie... Najmniejszy człowiek zajmuje mnie jako jednostka, w swoim rodzaju godna badania. Zaglądam w dusze i gdy w nich na dnie znajdę perłę utopioną, cieszę się jak dziecko.
Panna Henryka okazywała nieco zniecierpliwienia.