Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/502

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

i nie przeceniał swéj pracy. Wiec choć się z nią nie narzucał nikomu, zawsze prawie coś miał do czynienia.
Poczęło się to nieznacznie, od małych zamówień, a potém już utrzymało szczęśliwie, tak że Bernard miał co jeść, nikomu nie był dłużnym i z ubóstwem swojém czuł się szczęśliwym.
Mało téż wymagał dla siebie. Ubranie starczyło mu na długo, a było niewykwintne; stołował się zawsze w swéj uprzywilejowanéj garkuchni; stary stróż mu usługiwał w tém, czego on sam nie mógł zrobić.
Znajdował się niemal bogatym, bo często kilku rublami mógł pomódz Grochowskiemu, który gorączkowo pracował, gorączkowo tracił, z niczego nie był rad, narzekał na wszystkich, wyśmiéwał każdego i siebie i sarkał na życie.
Żardyńskiemu się zmarło w tych latach, a stary profesor w testamencie piękny zbiór swych klasyków i komentarzy do nich przekazał Bojarskiemu.
Z dawnych przyjaciół panna Henryka, z którą Bojarski był zawsze w przyjaźni, jedna może losem swym i rezygnacyą godziła się z nim i do niego była podobną. Ale nie miała w duszy tego spokoju, téj pogody, którą Bernard wywalczył sobie głębokiém pojęciem zadań, warunków życia