Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/470

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ści nad rachunkami i wypłatami. Wyjeżdżam często.
— Co do form rachunkowych i trzymania ksiąg, do tego nie jestem wcale usposobiony — odparł Bernard.
— Nie wymagam form, ale jaknajprostszego zapisywania wydatków — mówił daléj prezes. — Idzie mi głównie o to, abym był spokojny, że nie będzie nadużycia.
— Ne mogę na to panu dać innéj rękojmi, nad słowo uczciwego człowieka — rzekł Bojarski — ale niestety, nie jestem mu znany.
— Hrabiostwo ręczą za pana — przerwał prezes.
— Ile godzin zajętych będę spełnianiem mojego obowiązku? — zapytał nieśmiało.
Pytanie to trochę zachmurzyło prezesa. Nie obrachowywał się tak ściśle ze swoimi oficyalistami i nie lubił, aby oni nadto się obwarowywali. On sam pracował dniem i nocą, wymagał téż, aby mu każdy stawał na zawołanie.
— Trudno mi będzie na to panu odpowiedziéć — odezwał się. — Niepodobna ściśle trzymać się godzin. Ja sam czasem nic nie robię, a niekiedy pracuję noc i dzień.
— Ja zaś — przerwał Bojarski — zmuszony będąc przyjąć obowiązki, które właściwie z powołaniem mojém nie są w żadnym stosunku, muszę choć kilka godzin swobodnych zastrzedz dla sie-